„NIE” dla języka agresji w przestrzeni publicznej

Szczecin, dnia 15 marca 2017 roku


Pan Piotr Krzystek,

Prezydent Szczecina


P E T Y C J A 

My, niżej podpisani, wyrażamy stanowczy sprzeciw wobec wulgarnej i nawołującej do przemocy reklamy „Gazety Polskiej”, która ukazała się w środkach komunikacji miejskiej. Żądamy jej natychmiastowego wycofania i opracowania reguł, które pozwolą uniknąć tego typu sytuacji w przyszłości. Uważamy, że w przestrzeni publicznej nie ma miejsca na rynsztokowy język.

Wg twórców kampanii hasło  „BIĆ K… I ZŁODZIEI” to nawiązanie do słów Józefa Piłsudskiego. Nic bardziej mylnego: to wulgarny i prostacki język, który wprost nawołuje do nienawiści. Cytat w żaden sposób nie odnosi się do jego historycznego kontekstu (Piłsudski w ten sposób w 1925 roku streścił program swojej partii). W Warszawie Zarząd Transportu Miejskiego oraz Miejskie Zakłady Autobusowe wycofały reklamę z pojazdów.

Nie zgadzamy się z opinią Adama Ploszki z HFPC, że powyższy przekaz jest zgodny z zasadami współżycia społecznego. Komunikacją miejską podróżują również dzieci i nie mogą być narażone na rynsztokowy, nawołujący do bicia język. Nie jest też prawdą, że miasto nie ma wpływu na treść reklam, ponieważ monitory na których jest wyświetlana, znajdują się w naszych pojazdach, a nie w prywatnym mieszkaniu i jeżeli firma, która je wynajmuje nie zamierza przestrzegać panujących tu norm społecznych, to umowę należy wypowiedzieć ze skutkiem natychmiastowym.

Panie prezydencie, wielokrotnie słyszymy, że miejsce Szczecina jest w pierwszej lidze miast, że zmierzamy w kierunku europejskiej metropolii. Nie osiągniemy tego celu jeżeli będziemy bierni wobec tego typu przejawów agresji, wszak miasto to nie tylko nowy stadion i zadbane chodniki, to również brak akceptacji dla pewnych zachowań. Po prostu na wulgarny i nawołujący do przemocy język nie ma miejsca w przestrzeni publicznej naszego miasta. I nie chodzi o wolność słowa, bo wolność, to nie dowolność, a o to, że jako społeczność nie zgadzamy się na pewne zachowania, które są sprzeczne z naszymi wartościami. Proszę zauważyć, że Parlament Europejski zareagował i dotkliwie ukarał jednego z europarlamentarzystów za skandaliczne wypowiedzi o kobietach. Czy gdyby do Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego zgłosiła się osoba deklarująca, że zapłaci za umieszczenie tych słów, to następnego dnia moglibyśmy je przeczytać jadąc do pracy, szkoły, na zakupy? Nie wszystko jest na sprzedaż. Panie prezydencie, nie możemy być bierni.