Ratujmy sklepiki szkolne

A teraz

/ #70

2015-08-30 17:03

Prowadziłam sklepik szkolny w szkole ponadgimnazjalnej. W czerwcu, podczas luźnej rozmowy z uczniem  na wieść o prawdopodobnym zakazie sprzedawania hamburgerów (u mnie były drobiowe z dużą ilością warzyw,prażoną cebulką i ketchupem,podawane w pysznej puszystej bułce z sezamem) usłyszałam komentarz:  " k****,jestem pełnoletni,mam dowód osobisty od  ponad roku. Oficjalnie mogę iść do monopolu,kupić flaszkę gorzały,karton fajek- to mi wolno.

A zjeść hamburgera  w szkole to mi się nie wolno???? gdzie tu sens i logika?"

I jak taki człowiek o wzroście prawie 2m po zajęciach w-f  ugasi pragnienie soczkem o poj 0,33l., kiedy wcześniej wypijał sok marchwiowy z bananem czy brzoskwinią 0,7l jednym duszkiem? Teraz będzie musiał kupić 2 soczki i oczywiście zapłaci więcej. Ma chłopak farta,ponieważ  ma praktyki za które dostaje pieniądze. Są jednak uczniowie  z biednych rodzin nie posiadających za wiele pieniędzy. Wielu z nich jest przyjezdnych (niekiedy dojeżdżają ponad 100km)i często bez śniadania. Serce się ściskało na widok odliczanych grosików za kajzerkę z wędliną i warzywami (2,50zł). Kilka takich osób przychodziło przed zamknięciem powiedzieć do widzenia-dostawali kanapki i sałatki które nie zeszły w ciągu dnia.   A teraz nie będzie ich stać  na kanapkę za 4-6zł( ciemne pieczywo+warzywa+masło+chuda szynka z indyka).A mnie też by nie było już  stać na dokarmianie tych dzieciaków. Mam swojego drobiazgu dwójkę i mam teraz ból głowy czy zdołam je utrzymać za zasiłek dla bezrobotnych. Żeby chociaż był w kwocie średniej krajowej.............