Myśliwy to nie morderca przyrody, to nie szkodnik.


Gość

/ #174

2016-01-17 09:47

".....Gdy umierał, nie wiedział, że to pocisk przeszył mu serce. Nie wiedział o tym też myśliwy, który potknął się i przypadkiem wystrzelił w lesie ponad 300 m dalej. Do czasu. Wieczorem przyszli policjanci i powiedzieli: zabił pan człowieka. To właściwie nie miało prawa się zdarzyć. Pocisk, który zabił Łukasza, przeleciał ponad 300 m przez las. Wystrzelił go 61-letni myśliwy.Tamtego wieczoru polował na dzika. Wypełnił dokumenty w kole łowieckim, wziął sztucer i poszedł do lasu. Szedł po lesie z nabitą, gotową do strzału bronią.

– Chodziłem, szukałem. Wiedziałem, że zaraz mogę wypatrzeć dzika. Rozglądałem się na boki... – mówi myśliwy i nagle milknie.

Kiedy wraca do opowieści, tłumaczy, że potknął się o gałąź w lesie. Broń zaczęła opadać. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ten trwający kilka sekund moment będzie wielokrotnie opowiadał prokuratorom. A powołany przez nich biegły nie uwierzy, że trzymał broń zawieszoną przez ramię.

– Instynktownie ją złapałem, palec ześlizgnął się na spust. Broń wystrzeliła – mówi.

Z akt śledztwa: Biegły za wiarygodne uznał, iż strzał padł z odległości ponad 300 metrów od parkingu. Jego zdaniem jednak wersja, że doszło do oddania niekontrolowanego strzału z broni palnej zawieszonej na ramieniu – przy potknięciu się o leżące drzewo – nie jest możliwa do przyjęcia. W chwili wystrzału położenie lufy sztucera było bowiem w przybliżeniu poziome, wylot znajdował się na wysokości od 1 metra do około 178 cm od podłoża i skierowany był wzdłuż duktu leśnego.

Dziś myśliwy jest już nieprawomocnie skazany przez łęczycki sąd pierwszej instancji za nieumyślne spowodowanie śmierci Łukasza na karę roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

Kiedy wyszedł na wolność po przesłuchaniu, nie miał odwagi pójść do domu Łukasza, chociaż miał do niego ledwie kilkaset metrów.

 Terazdo lasu chodzi bez broni. Po 20 latach przestał polować.