List otwarty kibiców Włókniarza do władz Miasta Częstochowa i Sponsorów Włókniarza Częstochowa
Prezydent Miasta Częstochowa
Wydział Kutury i Sportu Miasta Częstochowa
Radni Miasta Częstochowa
Sponsorzy Włókniarza Częstochowa
LIST OTWARTY KIBICÓW WŁÓKNIARZA CZĘSTOCHOWA
My, niżej podpisani kibice Włókniarza Częstochowa, wyrażamy zaniepokojenie kierunkiem, w jakim zmierza w ostatnich latach nasz ukochany klub. Jako częstochowianie zarówno my, jak i nasi przodkowie mogliśmy być dumni z naszego klubu przez dziesięciolecia, niezależnie od osiąganych aktualnie wyników sportowych.
Tymczasem w ostatnich latach duma jest coraz częściej zastępowana wstydem, patrząc na poczynania klubu, który na naszych oczach staje się pośmiewiskiem całej żużlowej Polski. Zdajemy sobie sprawę, że porażki są nieodłączną częścią sportu, jednak nie możemy pozostać obojętni, kiedy są one wynikiem wieloletnich zaniedbań. Co gorsza, wpływających także na pozostałe aspekty funkcjonowania klubu.
Nie sposób nie docenić zasług Michała Świącika, który firmował swoim nazwiskiem odbudowę klubu w najtrudniejszym dla niego momencie, a więc po bankructwie i odebraniu licencji na ligowe starty w 2014 r. Człowiek, który po tych wydarzeniach znakomicie poradził sobie z zadaniem odbudowania drużyny ligowej i miał okazję na zawsze zapisać się złotymi zgłoskami w historii klubu, coraz częściej jest niestety wymieniany w jednym szeregu z jego ówczesnymi grabarzami. Wiadomym jest, że błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Jeśli jednak te same błędy są powielane, a osoba decyzyjna nie wyciąga z nich oczywistych wniosków, sytuacja staje się nie do zaakceptowania. A trzeba podkreślić, że częstochowski Włókniarz jest dobrem całej społeczności naszego miasta, niezależnie od aktualnej formy prawnej podmiotu obsługującego drużynę czy jego struktury właścicielskiej.
Obstawianie kluczowych ról w klubie przez członków rodziny nie byłoby niczym wstydliwym, gdyby klub w profesjonalny sposób realizował istniejące przed nim wyzwania. Niestety stawianie własnych, osobistych ambicji Prezesa oraz członków jego najbliższej rodziny ponad dobro klubu stało się w ostatnim czasie standardem, na który nie możemy się dłużej godzić. W każdej zdrowo funkcjonującej organizacji rolą prezesa czy też dyrektora jest umiejętne delegowanie zadań, tak aby były realizowane przez specjalistów w danej dziedzinie. Nie jest możliwe, aby jeden człowiek posiadał wszystkie kompetencje, jakie są potrzebne do prowadzenia profesjonalnego klubu sportowego.
Jednym z najbardziej bulwersujących momentów, które przyczyniły się do lawiny późniejszych problemów, było doprowadzenie do odejścia z klubu trenera Marka Cieślaka. To człowiek, który jest na całym świecie docenianym specjalistą od przygotowania toru, a jako trener doprowadził m. in. reprezentację Polski do całej serii złotych medali Drużynowych Mistrzostw Świata. Do jego odejścia nie doszłoby, gdyby nie podważanie jego kompetencji przez Prezesa, który dla zaspokojenia własnego ego postanowił przygotować tor wg własnej koncepcji. Skończyła się ona nie tylko rezygnacją trenera Cieślaka z pełnionej funkcji, ale także kompromitującym walkowerem dla drużyny przyjezdnej oraz niemożnością przygotowania toru przez kolejne tygodnie, przez co kolejnego walkowera uniknięto tylko dzięki uprzejmości klubu z Rybnika. Finalnie doszło do tego obniżenie atrakcyjności zawodów rozgrywanych na częstochowskim torze w kolejnych sezonach, choć wcześniej był on uznawany za najlepszą arenę do ścigania w całej Polsce.
Nieodłącznym aspektem funkcjonowania każdego poważnego klubu sportowego jest szkolenie młodzieży, która w przyszłości zasila ligową drużynę. Należy uczciwie przyznać, że w niższych kategoriach wiekowych (miniżużel, rozgrywki 250cc) klub staje na wysokości zadania, bo nie brakuje zawodników reprezentujących nasz klub na tych szczeblach, a także prezentują oni konkurencyjny poziom na tle swoich rywali. Niestety, w oczy kłuje marazm, jaki widzimy w rozwoju młodych zawodników w wieku juniorskim po zdaniu licencji na “prawdziwy” żużel. Wystarczą 1-2 sezony jazdy na motocyklu o pojemności 500cc, aby widoczny był nawet nie zastój, ale wręcz regres w ich rozwoju sportowym. Gdyby były to jednostkowe przypadki, można by to zrzucić na karb braku ambicji lub złego prowadzenia się danego młodego żużlowca. Zawodników, których dotyczy ten problem jest zbyt wielu, aby wymieniać tutaj konkretne nazwiska. To jednoznacznie wskazuje na problem systemowy, związany z prowadzeniem młodzieży w naszym klubie. Uważamy, że podobnie jak przygotowanie toru, te zadania powinny być realizowane przez fachowców, a nie Prezesa, którego rola w klubie jest zupełnie inna. Tymczasem Prezes Świącik np. zarządza wykonywanie konkretnych treningów, czym nie omieszkał pochwalić się na swoich mediach społecznościowych, najwyraźniej nie widząc w tym nic dziwnego.
Obecnie możemy pozazdrościć szkolenia młodych zawodników np. Sparcie Wrocław, w której przez co najmniej dwie dekady było to piętą achillesową. Odmianę przyniosło tam dopiero zatrudnienie Sławomira Drabika, legendy częstochowskiego Włókniarza. Tego samego Drabika, który jako członek sztabu szkoleniowego we Włókniarzu doprowadził Mateusza Świdnickiego do poziomu, który pozwolił mu wywalczyć złoty medal Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Niestety Sławomir Drabik nie doczekał tego momentu w roli trenera młodzieży Włókniarza, bowiem tego samego dnia, jeszcze przed rozpoczęciem zawodów, pod presją ze strony Prezesa opuścił klub.
Doprowadzenie do odejścia w atmosferze skandalu dwóch wielkich legend tego klubu, których zazdrościć mogła nam cała żużlowa Polska to policzek dla wszystkich kibiców oraz byłych działaczy tego klubu, a także zawodników, którzy tworzyli jego historię, niejednokrotnie ryzykując zdrowie, a niekiedy i tracąc życie w jego barwach. Przykłady kolejnych osób o mniej medialnych nazwiskach, które przez lata były oddane na rzecz pracy dla Włókniarza, a mimo posiadanego doświadczenia zostały bezceremonialnie wyrzucone z klubu przez Prezesa na skutek braku powiązań rodzinnych, można niestety mnożyć.
W ubiegłym roku dzięki “kuchni meczu” serwowanej przez telewizję cała Polska mogła obserwować chaos, jaki panował w parku maszyn. Lech Kędziora, który nie bez powodu był zatrudniany w wielu klubach jako uznany szkoleniowiec, był w teatralny sposób pomijany przy decyzjach związanych z prowadzeniem drużyny, mimo że właśnie do tego celu został zatrudniony przez Prezesa Świącika.
W miejsce sprawdzonych osób w sztabie szkoleniowym zatrudniano również osoby o mniej renomowanych nazwiskach. Często po kilku miesiącach zwalniane, jako nienadające się zdaniem Prezesa do pełnionej funkcji. Nasuwa się pytanie, kto w takim razie zatrudnia te osoby i po co?
Brak kompetencji w doborze pracowników objawia się także mało zrozumiałą polityką transferową. Do drużyny ściąga się konfliktowych i niepasujących do siebie charakterologicznie zawodników, co dostrzegają nawet postronni kibice, więc tym bardziej powinna to rozumieć osoba decyzyjna, która od lat uczestniczy w światku żużlowym od kulis. Na dodatek prezes źle postrzega tworzenie dobrej atmosfery w klubie, co kończy się zbyt dużym pobłażaniem wobec zawodników, którzy podważają decyzje trenera, a także stawiają własne indywidualne cele ponad dobro drużyny. Przypisywanie numerów startowych, wybór pól na biegi nominowane, przygotowanie toru do meczu to sprawy, o których w każdym normalnym klubie żużlowym decyduje sztab szkoleniowy w porozumieniu z całą drużyną, a nie jednym jej zawodnikiem, który jest akurat pupilem Prezesa.
Przymyka się także oko na rażące zaniedbania naszego wychowanka, Maksyma Drabika. Nie reaguje się na jego absencje podczas narad meczowych, obozów integracyjnych drużyny i spotkań klubowych ze sponsorami, ani na to, że mimo słabej formy sportowej odmawia wszelkich startów poza meczami ligowymi Włókniarza, co negatywnie wpływa na jego dyspozycję, a także uderza w wizerunek klubu. Pozwalając jednemu zawodnikowi na takie występki tworzy się precedens, dający przy tym niewłaściwy przykład młodszym kolegom z drużyny.
O ile wiele konfliktów, wynikających z braku zarządzania zespołem i nierównego traktowania poszczególnych zawodników nie ujrzało zapewne światła dziennego, tak żenujące sceny z Torunia w postaci szarpaniny między teamami członków tej samej drużyny mogli obejrzeć wszyscy będący na stadionie, jak i kilkaset tysięcy widzów oglądających transmisję w TV. Czy o taką promocję miasta nam chodzi? Najłatwiej oczywiście w tej sytuacji zrzucić winę na jednego z mechaników i ukarać go, do tego robiąc to za plecami zatrudniającego go zawodnika, jak miało to miejsce w tym przypadku. Jednak o wiele bardziej perspektywiczne byłoby znalezienie realnych przyczyn konfliktu, jakim jest fatalne zarządzanie drużyną, nad którą nie panuje ani prezes, ani zatrudniany przez niego sztab szkoleniowy. Zamiast tego “oberwało się” też redaktorowi, który rzetelnie wykonując swoją pracę, zrelacjonował samo zdarzenie.
Niestety zamiłowanie do cenzury jest częstą przypadłością ludzi, którym brakuje argumentów w merytorycznej dyskusji. Na własnej skórze przekonują się o tym także ci z nas, którzy w trosce o dobro ukochanego klubu wypowiadają w mediach społecznościowych zaniepokojenie o jego losy. Praktycznie każdy komentarz podważający decyzje zapadające w klubie kończą się jego usunięciem i banem na klubowym profilu FB. Z kolei ci, którzy mimo wszystko nie chcą krytykować klubu publicznie i swoje uwagi adresują bezpośrednio do Michała Świącika, są blokowani na jego prywatnym profilu z równą zaciekłością. Człowiek który jeszcze do niedawna sprawiał wrażenie osoby bardzo otwartej na kontakty z kibicami, zatracił najwyraźniej na dobre bardzo ważną w życiu, a szczególnie w zarządzaniu organizacją umiejętność przyjmowania konstruktywnej krytyki.
Gdy kibice podczas spotkania ligi U24 wywiesili transparenty wyrażające zdecydowany, ale nie obrażający nikogo sprzeciw wobec polityki klubu, zostali brutalnie potraktowani przez ochronę. Nie stwarzający żadnego zagrożenia kibice byli popychani w agresywny sposób, a następnie traktowani gazem pieprzowym. Wydawałoby się, że w XXI wieku stosowanie przemocy wobec kogokolwiek tylko ze względu na odmienne poglądy nie mieści się w absolutnie żadnych normach życia społecznego. Najwyraźniej ramy społeczne i cywilizowany sposób prowadzenia debaty stał się dla zarządzających klubem czymś obcym. Trudno rozstrzygnąć, co jest bardziej kompromitujące dla władz klubu - to, że zarząd nasyła opłaconych agresorów na swoich kibiców, czy to, że władze klubu kompletnie nie panują nad zachowaniem ochrony na swoim stadionie. Ta druga wersja zdarzeń wynika ze słów samego Prezesa, który publicznie oświadczył, że działanie ochrony było samowolne. Zapewne też zupełnym przypadkiem było to pierwsze spotkanie rozgrywanej od kilku lat ligi U24, które było meczem podwyższonego ryzyka. Ochrona przeszukiwała każdego kibica przy wejściu na stadion, a ilość ochroniarzy była kilkukrotnie zwiększona względem poprzednich meczów. Aby uzupełnić obraz sytuacji dodajmy, że ilość widzów na meczach ligi U24 nie przekracza zwykle 100-200 osób i podobnie było tym razem.
Nic więc dziwnego, że kibice są coraz bardziej zniechęcani do wspierania klubu, o czym świadczy drastycznie spadająca frekwencja. Odkąd Speedway Ekstraliga prowadzi statystyki dotyczące liczby kibiców na poszczególnych stadionach, częstochowianie rokrocznie plasowali się w czołowej trójce tej klasyfikacji. Ostatni sezon dobitnie pokazał, że mieszkańcy Częstochowy mają dość pogarszającej się atmosfery wokół klubu, skoro średnia liczba kibiców była niższa o ponad 27% (!) względem samej rundy zasadniczej ubiegłego roku. Tym samym w sezonie 2024 już tylko w jednym ekstraligowym klubie zmagania obserwowała mniejsza liczba widzów, a w praktyce "zawdzięczamy" to tylko znacznie mniejszej pojemności stadionu w Grudziądzu. Oczywiście pewien udział miał fakt, że sporo meczów domowych Włókniarza (5) było rozgrywane w tygodniu zamiast tradycyjnej niedzieli, jednak rok temu było podobnie (4 mecze w tygodniu).
Za spadkiem liczby kibiców spada również, co zrozumiałe, zaangażowanie sponsorów. Arogancja rodziny Świącików w kontaktach z niektórymi z nich, o czym można usłyszeć w prywatnych rozmowach, raczej nie łagodzi problemu.
Tegoroczne uniknięcie o włos spadku z Ekstraligi, o którym zdecydował jeden mały punkt biegowy w dwumeczu z Unią Leszno i wyprzedzenie w tabeli jedynie jednej drużyny, która przez dużą część sezonu walczyła bez trzech kluczowych zawodników, jest tylko jednym ze skutków festiwalu fatalnych decyzji, jakich jesteśmy świadkami od kilku lat. Doszło do sytuacji absurdalnej, w której wielu z nas, wiernych kibiców Włókniarza, brak awansu do fazy play-off przyjęło z ulgą, ponieważ uchroniło to nas od obserwowania kolejnych kompromitujących zachowań na torach Ekstraligi w wykonaniu naszego klubu.
Mawia się, że pycha kroczy przed upadkiem, inne powiedzenie mówi, że ryba psuje się od głowy. Jako kibice Włókniarza w ostatnich latach mieliśmy aż nadto przykładów na potwierdzenie prawdziwości obu tych przysłów.
Po upadku spółki zarządzającej ekstraligową drużyną w 2014 r., kiedy Michał Świącik stał na czele stowarzyszenia CKM Włókniarz i podjął rękawicę w walce o powrót ligowej drużyny w Częstochowie, podczas Memoriału im. Bronisława Idzikowskiego i Marka Czernego, na trybunach zawisł transparent o treści:
“Nazwiska winnych upadku na zawsze zapamiętamy, hańba im i ich potomkom”.
Nie sądziliśmy wówczas, że te same słowa już po 10 latach staną się znów tak aktualne, a jedyną zmianą będą nazwiska, jakich te słowa dotyczą.
Dlatego apelujemy do włodarzy Miasta Częstochowa, a także sponsorów naszego klubu o pilne przyjrzenie się sytuacji, jaka panuje we Włókniarzu Częstochowa. Nie chcemy, aby pieniądze nas jako podatników, a także z trudem wypracowane prywatne środki Sponsorów naszego klubu były przejadane na zaspokojenie osobistych ambicji rodziny Świącików. Oczekujemy, że będą one w końcu przeznaczane w sposób profesjonalny na cele służące rozwojowi klubu. To Wy, jako główni darczyńcy tego klubu, możecie doprowadzić do radykalnych zmian, które są już nieodzowne, jeśli jako mieszkańcy Częstochowy chcemy być znów dumni z Włókniarza.
Prosimy także potencjalnych chętnych do odkupienia klubu o upublicznianie swoich intencji, aby obecny Prezes, a zarazem formalny właściciel klubu, nie mógł zaciemniać wobec opinii publicznej obrazu sytuacji co do składanych ofert. Jeśli działania te będą mieć na celu dobro klubu, możecie Państwo liczyć na nasze wsparcie.
Z poważaniem,
kibice Włókniarza Częstochowa
PS. Osoba o nazwisku Krzysztof Gabarski jest postacią całkowicie anonimową dla inicjatorów niniejszego listu i nie ma nic wspólnego z jego powstaniem.
Kibice Włókniarza Skontaktuj się z autorem petycji