„Niestety dzisiaj jest dla nas przykry dzień.
Dowiedzieliśmy się, że Robi został poddany eutanazji kilka dni wcześniej.
Żegnamy tego kochanego psa, który był nieśmiały, trochę lękliwy ale jednocześnie cieszył z kontaktów z ludźmi, potrafił nam zaufać. Miał 13 lat, a w schronisku przebywał od 7 lat. Ostatnio stał się słabszy, miał problemy z poruszaniem się. Intensywnie szukaliśny mu domu. I znaleźliśmy. W styczniu miał pojechać do wspaniałej kobiety - pani Agnieszki, która mieszka w Warszawie. Od 20 lat ratuje psie staruszki , daje im dom i dobrą opiekę. Nasza radość była wielka. Niestety trwała krótko, ponieważ schronisko zablokowało adopcję. Nie wiedzieliśmy dlaczego, co dzieje się z psem, ponieważ tutaj często nie przekazuje się wolontariuszom informacji o zwierzętach . Kierownictwo schroniska zabroniło tego pracownikom. Ponieważ dom czekał na Robiego, czekali na niego weterynarze w Warszawie, a wolontariuszka zajmująca się jego adopcją nie mogła uzyskać informacji co dzieje się z psem i kiedy będzie mógł opuścić schronisko, do akcji wkroczyła pani, która miała go adoptować. Pani ta przekonała się jak trudna jest współpraca i komunikacja z zarządzającymi schroniskiem. Okazało się,że pies od pewnego czasu przebywa w klinice schroniskowgo weterynarza, który nie wyraził zgody na adopcję psa. To kolejna taka sytuacja w naszym schronisku, że uśpiono zwierzaka, któremu znaleźliśmy dom. Klinika weterynaryjna z Warszawy ( w której pies miał być leczony)w związku z planowaną adopcją Robiego, zwróciła się z prośbą do PGK o przesłanie jego historii leczenia. PGK przesłało taką informację w dniu 1 marca nie informując, że pies został poddany eutanazji dzień wcześniej. Pani, która miała go adoptować dostała informację dzisiaj, 5 dni od jego śmierci. Wszyscy jesteśmy w szoku. Wolontariusze tym jak traktuje się nas, że znamy te psy od lat i nawet nie możemy dowiedzieć się co dzieje się ze zwierzętami, co im dolega, jakie są rokowania. Pani , która miała adoptować Robiego jest wstrząśnięta tym jak została potraktowana (ograniczona komunikacja, nieodbieranie telefonów, nieoddzwanianie). Powiedziała, że jeszcze w żadnym schronisku tak jej nie potraktowano. Przeważnie dziękowano jej, że bierze nieadopcyjne psy.
Ostatni raz, kiedy widzieliśmy Robiego na spacerze jego stan nie był tragiczny. Nie wiemy co się stało w ciągu tych 6 tygodni. Ale chyba większość ludzi ( w tym weterynarze) wie, że leczenie w warunkach domowych przynosi lepsze efekty. A nawet, gdyby nie udałoby się pomóc psu, to odchodziłby kochany, przy człowieku. Po 7 latach w schronisku należało się to Robiemu. Nie rozumiemy takiego postępowania.
Wiemy, że jego losem przejęło się wiele osób, posty o szukaniu dla niego domu są nadal udostępniane. Sporo ludzi przysłało dla niego puszki z karmą.
O tym co dzieje się z Robim dowiadywaliśmy się od pani Agnieszki, bo schronisko nie chciało nam udzielić informacji. Dzisiaj czara goryczy przelała się. Nie zamierzamy zostawić tej sytuacji .
Historia Robiego miała skończyć się inaczej. Miałyśmy napisać post, że został adoptowany po 7 latach w schronisku i wstawić jego zdjęcia z domu”