Petycja w sprawie dostępności infrastruktury wodnej dla żeglarzy i wodniaków w województwie pomorskim
PETYCJA OBYWATELSKA
w sprawie dostępności infrastruktury wodnej dla żeglarzy, wędkarzy i motorowodniaków na Pomorzu
Do:
-
Mieczysława Struka, Marszałka Województwa Pomorskiego
-
Aleksandry Dulkiewicz, Prezydentki Gdańska
-
Aleksandry Kosiorek, Prezydentki Gdyni
Szanowni Państwo,
Zwracamy się do Was jako środowiska żeglarskie, motorowodne i wędkarskie Pomorza — mieszkańcy Trójmiasta, regionu i innych części kraju — z głębokim niepokojem o przyszłość aktywności wodnej w Polsce, zwłaszcza na Pomorzu.
Przez ostatnie lata infrastruktura żeglarska w Trójmieście była rozbudowywana przy ogromnym wsparciu środków unijnych, publicznych oraz miejskich. Mariny, nabrzeża i porty powstawały z naszych wspólnych pieniędzy. Tymczasem dziś — jako obywatele, podatnicy i pasjonaci — jesteśmy stopniowo wypychani z tych samych obiektów, które współfinansowaliśmy.
Ceny postoju jednostek w marinach miejskich są dziś jednymi z najwyższych na całym Bałtyku. W Gdańsku, Gdyni czy Sopocie koszt cumowania jachtu do 12 metrów oscyluje wokół 3 000 zł miesięcznie. Dla porównania: w Danii postój w porcie kosztuje około 170 euro (ok. 730 zł). Jak osoba, która z wysiłkiem nabyła używany jacht za granicą (np. Albin Vega 8 m za ok. 4 000 zł), ma zapłacić 1 000 zł miesięcznie tylko za postój? A przecież dochodzą koszty ubezpieczenia, przeglądów i napraw.
Dodatkowo, każdy wyjazd weekendowy do innych marin — np. Hel, Jastarnia — to kolejne 300-400zł (średnio 150 zł za dobę). W efekcie dumny właściciel jachtu wartego 5 000 zł, musi liczyć się z tym, że za miesięczny postój w marinach miejskich zapłaci blisko połowę wartości samej jednostki!
To samo dotyczy wędkarzy. Wielu z nich korzysta z niewielkich łódek wartych 1 500–2 000 zł. Tymczasem miesięczny koszt ich trzymania w marinie sięga 800–1 000 zł. Emeryt‑wędkarz nie może dziś pozwolić sobie na legalne i bezpieczne cumowanie jednostki wartej tyle, co używany rower. Zostaje mu transport łódki do domu — o ile ma gdzie ją trzymać. To absurdalna sytuacja, w której utrzymanie sprzętu kosztuje wielokrotnie więcej niż on sam.
Tymczasem w Trójmieście formalnie wyznaczone jest tylko jedno kotwicowisko — Zatoka Gdańska. Realnie: brak jakiegokolwiek darmowego, bezpiecznego miejsca do legalnego postoju. Nabrzeża miejskie są zamknięte. Porty prywatne – niedostępne dla przeciętnego żeglarza. Rezultat? Coraz więcej armatorów przenosi swoje jachty do województwa zachodniopomorskiego. Jeszcze więcej — do Skandynawii.
Czy naprawdę promowanie żeglarstwa w Polsce ma polegać na tym, że Polak musi dojeżdżać do Szczecina albo lecieć samolotem do Szwecji, żeby skorzystać ze swojej łodzi? Czy to zgodne z polityką ekologiczną, którą promują samorządy i rząd? Czy latanie do jachtu raz w miesiącu to wspieranie „zielonej transformacji”?
Podobne zjawisko widać także na Mazurach, gdzie mariny budowane z funduszy unijnych windują ceny do poziomu eliminującego zwykłego obywatela. Nie mówimy o marinach prywatnych – mówimy o infrastrukturze współfinansowanej przez społeczeństwo.
Dziś wygląda to tak, jakbyśmy – my, zwykli podatnicy – sfinansowali luksusowe mariny dla milionerów. Miejsca, które miały służyć rozwojowi turystyki, aktywności społecznej i rekreacji, stały się symbolami wykluczenia i elitaryzacji.
W związku z powyższym apelujemy o:
-
rewizję zasad dzierżawy i cenników w marinach budowanych ze środków publicznych,
-
wyznaczenie i udostępnienie realnych kotwicowisk w rejonie Trójmiasta,
-
audyt celowości i proporcjonalności opłat nakładanych na żeglarzy i wodniaków,
-
oraz – skoro wszyscy jako podatnicy płacimy za infrastrukturę – rozważenie udostępnienia wyremontowanych nabrzeży miejskich na potrzeby powszechnej turystyki wodnej.
Z poważaniem,
Jacek Zieliński
w imieniu sygnatariuszy niniejszej petycji
Jacek Zieliński Skontaktuj się z autorem petycji