KrzysiekLinde

Piszę ten list do wszystkich, którzy są w stanie coś wnieść w sprawę. Piszę, ponieważ stała się wielka krzywda, pewnie nie pierwszy raz miała miejsce podobna sytuacja, niestety w czasach w których żyjemy, w czasach gdzie każdy dostrzega tylko czubek swojego nosa, gdzie z każdej strony jesteśmy bombardowani nieszczęśliwymi wiadomościami uwierzyliśmy, że żadna z tych krzywd nigdy nie dosięgnie nas samych i naszych bliskich. Uwierzyliśmy, że tak musi być i lepiej nie mieszać się w nieszczęście innych, żeby lepiej nie sprowadzić go na nas samych. Sam w to uwierzyłem, jedyne co do tej pory robiłem to głośno protestowałem w zaciszu swojego mieszkania. Przyjmowałem kolejny, przepraszam za brak elokwentnego określenia, ale głupotę należy nazywać po imieniu, tak więc przyjmowałem kolejne głupie pomysły i przepisy, i przyzwyczajałem się do nich wierząc, że nic z tym nie mogę zrobić. I może tak jest, nie wiem, przekonamy się jak wiele ludzi myśli podobnie, ilu pochyli czoło nad tym problemem.

Prawdę mówiąc powoli przestaję wierzyć w rasę ludzką i jak najbardziej zaczynam rozumieć ignorancję wybrańców narodu, po komentarzach młodych ludzi jakie pojawiły się na https://www.facebook.com/HATE-Jastrzębie-Zdrój-427156000828610/ w sprawie Krzyśka Linde. Po co brudzić sobie ręce i inwestować w naród, którego większa część wypowiada się w swoim własnym języku jak Słowak po Polsku, co nie mówię, że tak jest, ale może świadczyć o ich inteligencji.  

 

Nie znam wszystkich faktów, śledztwo nadal trwa, wiem tyle ile większość ludzi, mieszkańców Jastrzębia-Zdroju, z pośród których większa część boi się zeznawać. Na portalu naszemiasto.pl znaleźć można artykuł poświęcony sprawie Krzyśka, który poniżej pozwolę sobie zacytować:

Pobicie w Jastrzębiu: zmarł skatowany didżej. 40-letni Krzysztof Linde po tygodniowej walce w cieszyńskim szpitalu, zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Podejrzany zgłosił się już do prokuratury i usłyszał zarzuty.

Pobicie w Jastrzębiu: zmarł skatowany didżej

Brutalnie pobity, wywleczony przed bar i pozostawiony bez pomocy, która przyszła dopiero kilka godzin po zdarzeniu – o godz. 12 w południe, 40-letni Krzysztof Linde zmarł. Został skatowany w lokalu „Nowe Zacisze” na os. Przyjaźń w Jastrzębiu-Zdroju, w którym – na imprezie – pełnił rolę didżeja.

W lokalu zapewniają, że 40-latek otrzymał pomoc, ale siostra didżeja, Katarzyna Linde, temu zaprzecza. – Czy pomocą jest wytarganie ciała brata i porzucenie na ławce, żeby móc zamknąć bar? – pyta zrozpaczona.

Mężczyzna zmarł wczoraj o godz. 12.15 w cieszyńskim szpitalu. Jastrzębska policja milczy na temat okoliczności zdarzenia, do którego doszło w lokalu uznawanym za jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc w Jastrzębiu-Zdroju.

Jak udało się nam dowiedzieć, do pobicia didżeja doszło w barze, tuż po imprezie, którą prowadził. Jak podają świadkowie, 40-latek miał nie zagrać piosenki, której domagali się sprawcy – i za to właśnie został skatowany.

– Właściciel baru i pracownicy nie udzielili mu pomocy. Dopiero po kilku godzinach, o 12 w południe, bar przyszła otworzyć pracownica, która znalazła mojego brata i dopiero zadzwoniła na pogotowie. Wcześniej, gdy pracownicy zamykali bar, nie widzieli człowieka z roztrzaskaną głową na ławce? Nie wierzę w to – mówi siostra didżeja.

Tymczasem jastrzębska policja podaje, że w niedzielę około godz. 14 oficer dyżurny otrzymał informację o poważnie rannym 40-latku, znalezionym w pobliżu baru na „Przyjaźni”. – Zajmujący się sprawą policjanci ustalili, że obrażenia, których doznał jastrzębianin, powstały najprawdopodobniej w wyniku pobicia – mówi Magdalena Szust z jastrzębskiej policji.

40-latek najpierw trafił do jastrzębskiego szpitala, ale później przeniesiono go na oddział intensywnej terapii w Cieszynie, gdzie po tygodniowej walce zmarł wczoraj o godz. 12.15.

Z nieoficjalnych źródeł wynika, że sprawca lub sprawcy, bo mogło być ich więcej, skakali mężczyźnie po głowie. – Gdy barmanka wychodziła z lokalu, on leżał na ławce. Później, gdy po południu szła do pracy, nadal tam leżał i dopiero wtedy zareagowała – mówi osoba, która woli pozostać anonimowa.

Policja opublikowała wizerunek mężczyzny, który jest podejrzany o śmiertelne pobicie didżeja, a kilka godzin po tym, jak na naszym portalu jako pierwsi poinformowaliśmy o śmierci didżeja, 27-letni Adrian S. sam zgłosił się do Prokuratury Rejonowej wJastrzębiu.

– Przyszedł do niej z mecenasem – mówi Bronisław Wójcik z jastrzębskiej policji. Adrian S. usłyszał już zarzut uszkodzenia ciała ze skutkiem śmiertelnym, za co może trafić do więzienia nawet na 12 lat.

„Odwołujemy poszukiwania 27-letniego mężczyzny, prowadzone w związku ze śmiertelnym uszkodzeniem ciała, do którego doszło w ubiegłą niedzielę w jednym z lokali w Jastrzębiu-Zdroju. Poszkodowany w wyniku tego zdarzenia 40-latek zmarł 2 września w cieszyńskim szpitalu. Poszukiwany mężczyzna zgłosił się do Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie został zatrzymany. Obecnie prowadzone są z nim czynności procesowe” – czytamy w komunikacie jastrzębskiej policji.

W całym zdarzeniu intrygujące jest także zachowanie przedstawicieli lokalu „Nowe Zacisze”, którzy odcinają się od zdarzenia. Z sieci zniknęły numery kontaktowe do klubu, ale udało nam się z nimi skontaktować za pomocą Facebooka. – Informacje podawane w internecie i na różnych portalach nie są prawdziwe. Osoba, która jest winna, jest poszukiwana – odpisano nam zdawkowo.

Zapytaliśmy o to, dlaczego tak późno udzielono pomocy mężczyźnie? – Pomoc została udzielona – ucina temat „Nowe Zacisze”. Pracownicy nie chcieli odpowiedzieć, czemu nikt nie pomógł pobitemu wcześniej ani dlaczego nikt nie zareagował, kiedy jeszcze w lokalu mężczyzna został napadnięty.

– Nie mamy nic do dodania – zakończyli szybko rozmowę. Tymczasem Katarzyna Linde próbowała sama uzyskać informację, jak to się stało, że jej brat nie otrzymał pomocy od razu.

– Teraz zwijają interes. Byłam tam, bar jest zamknięty, wszystko jest zabierane do dużego samochodu. Pan mi powiedział, że „zamknięte z powodu nagłej sytuacji” – relacjonuje pani Katarzyna.

Lokal wystosował komunikat, w którym podkreśla, że Krzysztof Linde jest ich przyjacielem. „Jest nam przykro, że zostaliśmy oskarżeni o coś, czego nie zrobiliśmy. Bardzo współczujemy rodzinie Krzysia (...)” – czytamy w oświadczeniu.

– Ludzie boją się zeznawać, bo na tym osiedlu mieszkają niebezpieczne typy. Mam nadzieję, że sprawca odpowie za to, co zrobił, a właściciele i pracownicy „Nowego Zacisza” zostaną ukarani za to, że nie pomogli na czas mojemu bratu – zaznacza jastrzębianka.  

 

Adrian Smołka został oskarżony o brutalne pobicie ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi mu do 12 lat pozbawienia wolności, bo nie bił z zamiarem zabicia. Zastanawia mnie jak wygląda zatem brutalne pobicie ze skutkiem śmiertelnym z zamiarem pobicia na śmierć? Każdy z nas był młodszy, i w szczególności męska część, która czyta ten list pamięta, że czasem zdarzała się potrzeba pójść i obić komuś mordę, ale ile z Was biła do nieprzytomności? I kiedy to było? Osobiście myślę o podstawówce, aktualnie czasach, kiedy dzieci są w gimnazjum, gdzie nie byliśmy wystarczająco rozwinięci emocjonalnie i sprzeczki rozwiązywaliśmy siłą. Na temat Adriana Smołki wiele z nas słyszało, wiele z nas miało z nim nawet niemiłe perypetie - rozboje, pobicia, o których Policja też wie, tak przynajmniej mi się wydaje, że wie. Ponoć Adrian Smołka miał już kilka wyroków, co nie przeszkodziło mu skatować człowieka na śmierć. A teraz zamiast odczuwać skruchę za swe czyny razem ze swoimi kumplami zastrasza świadków, którzy zmieniają swoje zeznania, i mataczy odmawiając złożenia zeznań. Wyjdzie po 12 latach, no 15 za recydywę, będzie w wieku Krzyśka. Jaka szansa jest na to, że po 15 latach pozytywnie przejdzie resocjalizację skoro do tej pory wymiarowi sprawiedliwości się to nie udało? Jaka szansa jest na to, że przestanie załatwiać swoje problemy siłą? Czy nie powinniśmy takich ludzi trzymać odizolowanych od reszty normalnego społeczeństwa? Ale to nie wszystko. Jaki przykład dajemy jego kolegom i innym mu podobnym? Bij ile sił, do nie przytomności! Możesz odebrać życie, wystarczy, że w sądzie powiesz, że nie miałeś zamiaru zabić i jak nie byłeś wcześniej skazany dostaniesz max 12 lat, a przy dobrym zachowaniu wyjdziesz po 8,5 roku. Myślałem, że każdy z nas, a w szczególności pracownicy publiczni, wybrańcy narodu starają się ulepszyć nasz kraj, jednak wydaje mi się, że tak skonstruowanym prawem tworzą jeszcze większą patologię. Jak myślicie czy Adrian Smołka po odbyciu wyroku zostanie potępiony przez swoje towarzystwo, czy wręcz przeciwnie będzie wzbudzał respekt i strach? Ile czasu minie po jego wyjściu aż spotka kolejną osobę, którą przez przypadek pobije ze skutkiem śmiertelnym?  

 

Dlatego zwracam się do Was wszystkich, którzy mogą coś w tej sprawie zrobić o pomoc! Nie pozwólmy na to, żeby płacąc tak wysoką cenę jak życie Krzyśka zostawić to wszystko i oddać zapomnieniu.

Pozwólcie mi nadal wierzyć w ludzi, w to, że jest w nas jeszcze odrobina empatii i chęci pomocy innym, i wybranków społeczeństwa, którym powierzyliśmy władzę by Ci pracowali nad prawem, które ma służyć nam ludziom...